top of page
zaczytanaewelka

14 pytań do....... Anny M. Brengos






Serdecznie

zapraszam na

wywiad z

Anną M. Brengos




1. Aniu jaką jesteś osobą? Czym zajmujesz się poza pisaniem? Przybliż nam proszę swoją osobę.

Chciałam w pierwszym odruchu odpowiedzieć, że taka „normalna” jestem, ale chyba bym skłamała. Bo o ile „normalnie”, czyli mniej-więcej jak inni ludzie prowadzę dom, gotuję obiady, podlewam kwiaty i myję kibelek, to mniej normalnie czasem robię coś, czego „normalni” ludzie raczej unikają, jak na przykład wymyślanie sobie ekstremalnych rozrywek, jak skoki ze spadochronem, czy latanie balonem. Teraz już trochę mniej, bo po zabiegu na serduchu jestem nim bardzo ograniczona, ale i tak na przykład mam w planach wyprawę po skarby i mniej ekstremalne, ale równie podnoszące ciśnienie warsztaty czekoladowe. Z tego, co lubię i co jest dla mnie w zasięgu ręki i możliwości, to uwielbiam dla moich przyjaciół przygotowywać różne wymyślne smakołyki – albo łakocie (torty, desery, ciasteczka), albo przystawki takie, które się „je oczami”. Poza tym lubię wyżywać się twórczo, chociaż nie mam za grosz talentu plastycznego (raczej konstrukcyjny). Każdego roku wymyślam inne pisanki i każdego roku wymyślam jakiś własnoręcznie wykonany prezent gwiazdkowy dla bliskich. Moje „sztuki dzieła” możecie obejrzeć na moim profilu FB, bo ciągle się czymś chwalę. Zawodowo pracuję na rzecz Fundacji, która pomaga dzieciom chorym i niepełnosprawnym w leczeniu i rehabilitacji, a także ich rodzinom, jeśli mają jakąś potrzebę wykraczającą poza zdrowie. Moja praca polega głównie na „żebraniu” i jestem w tym dobra ;) Za 276 dni czeka mnie emerytura i zapewniam, że nie będę się nudzić. A że częścią mojego życia jest żeglarstwo, to mam nadzieję, że będę spędzać więcej czasu na mojej łódeczce.

2. Czy lubisz spotkania autorskie, Targi Książki gdzie masz bezpośredni kontakt z czytelnikiem? Czy planowana jest trasa autorska?

Uwielbiam!!!! Nie dlatego, że „lubię gwiazdorzyć”, tylko dlatego że kontakt z czytelnikiem potwierdza istotę pisarstwa. Bez czytelników pisarz nie istnieje. To dla nich (dla Was) zarywamy noce i dajemy się miotać emocjom, które nami targają przy pisaniu. To dla Was zamieniamy nasze uczucia na słowa, dla Was wymyślamy przygody, przeżycia, radości i kłopoty naszych bohaterów. I jest nam potrzebny sygnał zwrotny, czy to co robimy ma sens. Chcę wiedzieć, czy „pracuję dobrze”, więc chętnie wsłuchuję się w Wasze opinie, nawet te krytyczne, bo wiem, czego ode mnie oczekujecie, chociaż nie mogę obiecać, że będę spełniać Wasze oczekiwania. Gdybym miała taki zamiar wróciłabym do pisania lekkiej literatury dającej wytchnienie od problemów, a nie o tych problemach właśnie.

Jednocześnie przy okazji targów, czy innego rodzaju spotkań mam szansę zachęcić do mojego pisarstwa tych, którzy wcześniej nie trafili na moje książki i zyskać nowych czytelników i nowych przyjaciół. Planuję od nowego roku zintensyfikować ilość spotkań, ale w pierwszej kolejności gdzieś blisko mojego miejsca zamieszkania, co nie znaczy, że tylko w samej Warszawie. Chętnie odpowiem na Wasze zaproszenia.


3. Co Cię uszczęśliwia? Czym szczęście jest dla Ciebie?

Jeśli uznać za definicję szczęścia taką oto: „to suma nieszczęść, które nas nie spotkały”, to powinnam skakać z radości, bo owszem, spotkało mnie kilka nieszczęść, ale większość mnie ominęła ;)

Jestem szczęśliwa wśród szczęśliwych ludzi, kiedy mogę nieść komuś radość, albo na kwietnej łące, gdzie zachwycę się jej widokiem, czy widokiem doliny skąpanej w słońcu. Wiem jednak, że jest to stan ulotny, więc staram się kolekcjonować takie chwile i podsycać ten stan, szukając szczęścia rzeczach drobnych (jak czas spędzony z rodziną, zachód słońca nad jeziorem, czy postawienie kropki po ostatnim zdaniu powieści).


4. Czy masz swoje motto życiowe, którym się kierujesz?

Nawet kilka.

„Najbardziej żałuje się grzechów niepopełnionych” - co nie znaczy, że jestem grzeszna ;) Po prosu staram się nie marnować okazji, żeby przeżyć coś nowego, czego jeszcze nie znałam, poznać nowe smaki, nowe miejsca, nowych ludzi. To się nazywa życie, w odróżnieniu od wegetacji. Jednocześnie chciałabym niczego w życiu nie żałować. „Dla przyjaciela nowego nie porzucaj starego” - Mam przyjaciół, z którymi znamy się od podstawówki (do przedszkola nie chodziłam, to z przedszkola nie mam) i jestem lojalna.

Przepraszam za słownictwo, ale to nasza rodzinna dewiza: „Jak się zesrać, to w środek klombu” - użyczyłam jej jednej z moich bohaterek książkowych. To taka odmiana „Jak spadać, to z wysokiego konia”. Ale oznacza też, „Jak robisz, to rób porządnie” i dodałabym „z przytupem”.

I chyba najważniejsza:

„Nie wstydzić się własnej gęby” - i oczywiście nie chodzi tu o urodę. Dla mnie oznacza to nie tylko nierobienie nikomu krzywdy, ale życie według swoich zasad i w zgodzie z własnym sumieniem. Niekoniecznie musi się to wszystkim podobać. To ja muszę bez wstydu i niechęci patrzeć w swoją twarz.


5. Co próbujesz przekazać, na co zwrócić uwagę w swoich książkach, jakie mają przesłanie do czytelników?

Moim zdaniem każda książka powinna być „po coś”. Niechby jedynie dla rozrywki, ale powinna mieć jakiś sens. Ja swoim powieściom staram się nadać sens społeczny, jakkolwiek poważnie by to nie zabrzmiało. Moje powieści, nawet pierwsza, komediowa, są poważne. Mówią o poważnych problemach: samotności, bezradności, krzywdzie, samorealizacji, codziennych pragnieniach, niezrealizowanych marzeniach, patologiach, rozstaniach, smutnym dzieciństwie, itd. Nie wiem, czy nie zniechęcam do moich książek, ale jeśli ktoś w nich szuka jedynie szalonych romansów, to nie tu.


6. W jakich sytuacjach „dopada „ Cię natchnienie? Skąd czerpiesz pomysły?

Natchnienie mam, albo nie mam i nie szukam go na siłę. Miewam (właśnie teraz) zastój twórczy i chociaż łączy się to z wyrzutami sumienia, nie usiłuję wbrew sobie niczego przyspieszyć. Mam ten komfort, że mój wydawca wyznaczył mi górną granicę ilości powieści wydanych w roku, ale nie wyznaczył konkretnych terminów. Zatem czekam, aż spłyną na mnie pomysły i chęci. A pomysły biorą się z życia. Nie, nie opisuję siebie ani znajomych. Życie inspiruje mnie do pokazania takiego, czy innego tematu i czasami wykorzystuję jakiś rzeczywisty motyw, ale pamiętajmy, że to są wszystko, chociaż bardzo realne, to jednak zmyślone historie „z kosmosu”.


7. Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania i czy towarzyszą Ci jakieś przyzwyczajenia np.: filiżanka herbaty, muzyka w tle, czy jest Ci to absolutnie obojętne?

Najczęściej piszę w pozycjach dalekich od zalecanych przez ortopedów. Szewc bez butów chodzi. Całe lata zajmowałam się gimnastyką korekcyjną, a sama znęcam się nad swoim ciałem w czasie pisania w sposób okrutny. Zwykle trzymam laptop na kolanach, siedząc na sofie, na podłodze oparta o sofę, albo na leżaku pod śliwką. I pod tą śliwką oraz na pokładzie łódeczki mam nadzieję pisać coraz częściej. Rozprasza mnie gadanie nad głową, więc radio z komentarzami i wiadomościami odpada, ale nie mam nic przeciwko muzyce, szczególnie poważnej lub filmowej, sączącej się cichutko w ucho. Nie jest to jednak wymóg konieczny. Właściwie nie mam żadnych rytuałów związanych z pisaniem. Siadam i piszę, a reszta, póki mi nie śmierdzi, nie kapie na głowę, albo nie skacze po klawiaturze lub zasłania monitor, nie jest istotna.

8. Jak reagujesz na recenzje , komentarze ma temat swoich książek?

Najczęściej entuzjastycznie. Raz, bo nie są zbyt częste, więc za każdym razem cieszę się, że ktoś nie dość, że przeczytał mają powieść, to jeszcze zadał sobie trud, żeby się na jej temat wypowiedzieć; dwa, że zwykle są to pochlebne opinie. Oczywiście, że nie wszystkim muszą się moje powieści podobać a do Nobla mam jak do Australii, więc rozumiem, jeśli ktoś coś skrytykuje. Rzadko jest mi przykro z tego powodu, bo to mówi mi, że albo muszę pewne rzeczy przepracować, żeby następnym razem było lepiej, albo książkę wzięła do ręki osoba, która z racji własnych doświadczeń nie miała szansy dotrzeć do jej sedna (na zasadzie: „syty głodnego nie zrozumie”).

Dziękuję każdemu, kto zechciał pochylić się nad powieścią i dać mi sygnał o swoich wrażeniach.


9.Czy słuchasz uwag innych ?Kto czyta w pierwszej kolejności Twoje książki jeszcze przed wydawcą?

Tak, słucham uwag innych, ale nie ślepo.

a. Owszem, dążę do perfekcji, ale z racji mojego charakteru (słowiańskości duszy), nigdy tej perfekcji nie osiągnę i ja to wiem.

b. Jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził, a ja nie mam zaspokajać czyichś gustów, tylko (jakby to megalomańsko nie zabrzmiało) je kształtować.

c. Różne osoby radzą mi różne rzeczy, często wykluczające się.

d. Jeśli nie mam być naśladowcą, tylko kreatywnym twórcą, muszę iść własną drogą.

e. Jeśli czyjąś uwagę uznaję za słuszną, wnioski wprowadzam w życie i nieważne czy była to osoba związana profesją z literaturą, czy nastolatka, która ma swoje dąsy, jeśli słusznie się dąsa, przemyślę i wyciągnę naukę.

10. Kto czyta w pierwszej kolejności Twoje książki jeszcze przed wydawcą? Co czułaś dostając wiadomość od wydawnictwa, że Twoja powieść ujrzy światło dzienne?

Moją pierwszą recenzentką jest przyjaciółka ze studiów (Uwaga! Studiowałyśmy na AWF!). Dlaczego ona? Bo nie jest koleżanką, która będzie się zachwycać nad wszystkim, cokolwiek dostanie, żeby mi zrobić przyjemność, tylko, jak „szeregowy” czytelnik, przeanalizuje dokładnie i przekaże mi wszystkie konstruktywnie uwagi do treści. Bez kadzenia, ale i bez krytykanctwa. Merytorycznie i rzeczowo: „nie podoba mi się ten motyw (fragment, bohater), bo…

Oczywiście że słucham jej, ale nie zawsze ;)

A gdy wydawca przekazuje wiadomość „Wydamy pani książkę”, to jest jak wygrany mecz. Sorry za porównanie, ale po to człowiek walczy (pisząc), żeby osiągnąć zamierzony wynik (wydać). A jeśli wydawca przyjmuje tekst, to jest to najważniejsza recenzja – docenił Twój wysiłek i cała praca włożona w pisanie przyniosła efekty, uzyskała uznanie. A jeszcze biorąc pod uwagę, że wydawca naprawdę ma z czego wybierać, to w momencie, kiedy zdecydował się na właśnie moją powieść, dla mnie jest sygnałem, że ma ona jakąś wartość.

11.Jak wygląda Aniu Twój zwykły dzień? Czy pogodzenie pisania z codziennymi obowiązkami jest trudne?

W tej chwili (i jeszcze do czerwca) mój dzień powszedni zaczyna się o 8.00, kiedy dzwoni budzik, a zaraz za nim rozlega się pierwszy służbowy telefon, chociaż pracę zaczynam o godzinie 10:00. Do godziny 15:00, jak wspominałam, żebrzę. O pralkę, o węgiel, o leki, o pieniądze na zaspokojenie potrzeb chorych dzieci. Ale również na przykład o rękawiczki ochronne albo o okna dachowe. Rekord żebrania, to domek z ogródkiem wyżebrany od gminy, ale najbardziej dumna jestem z samochodu do przewożenia leków dla szpitala. Po pracy, jak to po pracy: obiadek, pranie, sprzątanie i odpoczynek. Z książeczką, na Facebooku, z przyjaciółmi. Jeśli chodzi o pisanie, to nie brak czasu jest tu przeszkodą. Bardzo dużo pracuję przy komputerze i lwia część moich obowiązków służbowych to tworzenie tekstów. Po powrocie do domu jestem tym po prostu zmęczona i nie chce mi się. Tak, nie będę się tu zasłaniać brakiem weny. Nie che mi się i już.

Ale jak mi się znów zachce, to…..! ;)


12. Ulubiona książka z dzieciństwa ?

Moją przygodę z czytaniem książek zaczęłam od „Czerwonego Kapturka” w wersji Jana Brzechwy, którego miałam też na płycie winylowej. Znałam na pamięć i „czytałam” na głos, nie znając liter. Później uwielbiałam „Małą księżniczkę” (do „Małego księcia” dorosłam dużo później) i wszystko, cokolwiek wyszło spod pióra Kornela Makuszyńskiego. Mogłabym o tym długo, ale nie chcę zanudzać.


13. Praca pisarza daje satysfakcję, ale jest też wyczerpująca. Czy miewasz kryzysy twórcze?

Chyba już wcześniej odpowiedziałam na to pytanie. Tak, miewam, i wynikają głównie z tego, że nie dopuszczam do siebie stanu „muszę”. Czyli, jeśli mi w duszy gra pisanie, to siadam i dym z klawiatury idzie, ale jeśli przypominam sobie, że „muszę coś napisać”, to druga myśl jest taka: „a właśnie, że nic nie muszę” i nie robię niczego pod presją. Okna przed zimą też umyłam tylko dlatego, że się dobrze czułam i MIAŁAM NATCHNIENIE.


14.Aniu zdradź Nam czytelnikom jakie są dalsze plany pisarskie, co dla Nas szykujesz???

Postawiłam sobie bardzo wysoką poprzeczkę, bo nie dość, że temat, którym się zajmuję jest trudny, a trzeba go przedstawić w sposób „przyswajalny”, to jeszcze narzuciłam sobie karkołomną formę powieści. „Letko” nie będzie - dla mnie z pisaniem i dla Was z czytaniem, ale tych, którzy czytali moje dwie ostatnie powieści, nie powinno to dziwić. Generalnie będzie o tym, jak starsze rodzeństwo jest wykorzystywane do pomocy przy młodszym i czym to się kończy. Jeszcze nie wiem, czym się skończy. Poczekam, jak zdecydują moi bohaterowie.

Dziękuję, że poświęciliście czas, żeby się o mnie czegoś dowiedzieć. Chętnie odpowiem na Wasze dodatkowe pytania. Zachęcam do odwiedzenia profilu „Książki Anny M. Brengos.

79 wyświetleń0 komentarzy

Comments


Post: Blog2_Post
bottom of page