top of page
  • zaczytanaewelka

Cykl opowieści '' Życie na emigracji" - Jolanta Kosowska



Książki autorstwa Jolanty Kosowskiej towarzyszą mi

w życiu, dają siłę, nadzieję i pozwalają się przenieść

w nieznane zakątki Świata. Sposób w jaki autorka dociera do czytelników jest niezwykły, na kartach powieści można poczuć ciepło i dobroć, serdeczność płynącą prosto z serca.

Miałam niesamowitą przyjemność poznać Jolę podczas ubiegłorocznych Targów Książki

w Warszawie.

Znałyśmy się tylko z Facebooka, to jednak nie przeszkodziło Nam aby na początku serdecznie się wyściskać. Nie ma pomiędzy Jolą, a drugim człowiekiem ściany, tylko chęć poznania

i ciepły, szczery uśmiech. Tematów do rozmów Nam nie brakowało, raczej czasu.

Kiedy przygotowywałam świąteczny wywiad

do kwartalnika "PostScriptum" między innymi z Jolą na temat sposobu spędzania Świąt Bożego Narodzenia na emigracji, Jola opisała mi powody które skłoniły ją i najbliższych do wyjazdu do Niemiec. Serdecznie Was zapraszam na opowieść Jolanty Kosowskiej.


Wyjechałam do Niemiec pierwszego stycznia 2006 roku, mieszkam czternaście lat poza granicami kraju. Wyjechałam, bo musiałam wyjechać. Był to czas, kiedy niepełnosprawność mojego wówczas trzy letniego synka zaczęła postępować. Piotruś wymagał codziennej rehabilitacji, karmienia przez sondę, odsysania, opieki pielęgniarskiej przez całą dobę. Siniał, miał niekończące się drgawki, nie potrafił połykać, zalewał się wydzieliną… Dyplom ukończenia studiów na Akademii Medycznej, trzy specjalizacje medyczne i ukończenie studiów podyplomowych, to wszystko było za mało, żeby móc sobie poradzić. Pracowałam w trzech miejscach i nie byłam w stanie podołać finansowo opiece nad synkiem. Oszczędności malały w oczach, z czasem zaczęły rosnąć długi, frustracje narastały każdego dnia. Rodzina pomagała, ale tego wszystkiego było za mało. Marazm, depresja, wycie z żalu i bólu, brak perspektyw, rozpacz, bieda… Szarpanie się z Narodowym Funduszem o każda bzdurę, nawet o pampersy. Zbywanie i ignorancja, niechęć urzędników i wrogość… I to, co najgorsze, uczucie, że nie jestem w stanie pomóc Piotrusiowi, że on każdego dnia żeby żyć potrzebuje wszystkiego coraz więcej, a ja tego więcej nie jestem w stanie mu zapewnić. Ten wyjazd był rzutem na taśmę. Jeszcze miesiąc, jeszcze dwa i na niego też byłoby za późno. Dobrze, że w szkole średniej uczęszczałam do klasy z poszerzonym niemieckim. Nagle znajomość niemieckiego przydała się. Kilkanaście lekcji, intensywna powtórka gramatyki i słownictwa, parę indywidualnych konwersacji i zdałam egzamin z języka na wymaganym poziomie. Uznanie dyplomu i specjalizacji trwało miesiąc. Pierwszego stycznia 2006 roku rozpoczęłam pracę w Niemczech. Wyjechałam z przysłowiową jedną walizką i nadzieją, że musi się udać, bo jak się teraz nie uda, to nie uda się już nigdy. Desperacja, motywacja, nadzieja… Od pierwszego dnia pracowałam zgodnie z zawodem, jako lekarz. Początkowo w szpitalu specjalistycznych w Jerichow, potem w przychodni lekarskiej w Zerbst w Sachsen- Anhalt, a od jedenastu lat pracuję w Dreźnie, w praktyce przyjaznej dla cudzoziemców. Pierwsze cztery miesiące po przyjeździe mieszkałam w pokoju służbowym na terenie szpitala. Po miesiącu dojechała do mnie wówczas dziewięcioletnia córka, po kolejnym Piotruś wraz z opiekującą się nim pielęgniarką. Byliśmy razem i to było najważniejsze. Nagle wszystko wydało się lepsze i łatwiejsze. Niestraszne były już podania, wnioski, rozmowy, spotkania i dziesiątki spraw, które trzeba było jak najszybciej załatwić. Pomogli koledzy z pracy, nauczyciele ze szkoły, sąsiedzi… Spotkaliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy spontanicznie i bezinteresownie pomogli nam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Udało się. Minęło prawie czternaście lat i Piotruś żyje. Kiedyś w rozmowie z przyjaciółmi żartowałam, że napiszę książkę o początkach mojego pobytu w Niemczech. Będzie to powieść o tytule

„Moi przyjaciele Niemcy”.


Jolu serdecznie dziękuję Ci za podzieleniem się z Nami czytelnikami tak ważnymi chwilami ze swojego i swoich najbliższych przeżyciami. Bardzo cenię Ciebie jako człowieka i wiem,że zawsze jesteś.

Dziękuję za Twoje wsparcie, podtrzymywanie mnie w trudnych momentach życia, jesteś prawdziwym wsparciem i niesamowitą osobą.

Pisarką, której książki uwielbiam absolutnie.

Dziękuję.


93 wyświetlenia1 komentarz
Post: Blog2_Post
bottom of page